środa, 29 maja 2013

9. Miłość na świecie nie istnieje!



Joe

Wizyta w klubie nie mogła się udać lepiej. Nie dość, że szedłem tam w świetnym humorze to wróciłem w jeszcze lepszym. I nie chodzi tu o to, że byłem piany, wróciliśmy pod lekkim wpływem, ale daleko było nam do upojenia alkoholowego. Wypiliśmy tylko tyle żeby się rozluźnić. Teraz czułem błogie uczucie szczęścia, nie wiem, dlaczego, ale czułem, że wszystko układa sie po mojej myśli i że nic tego dla nie zepsuje. Usiedliśmy z Kevinem w salonie i zaczęliśmy oglądać wieczorne wiadomości. Po jakiś pięciu minutach wrócił Nick, już miałem w niego zaczepić, ale to, co zobaczyłem dosłownie wbiło mnie w sofę. Nick wyglądał na przygnębionego, żeby nie powiedzieć zrozpaczonego. Praktycznie na nas nie spojrzał, tylko poszedł do swojego pokoju. Czułem, że potrzebuje teraz kogoś obok siebie.
Wszedłem za Nickiem do jego pokoju... Kiedy zobaczyłem brata z załzawionymi oczyma, w pierwszym odruchu chciałem zapytać, co sie stało, ale uznałem, że to może poczekać. Po prostu usiadłem przy nim i go lekko przytuliłem.
Nick próbował powstrzymać łzy. Nie chciał się przy mnie poryczeć. Wziął kilka głębszych oddechów.
-Pewnie chcesz wiedzieć, co się stało… Widziałem jak Summer się pieprzy z jakimś facetem…
-Domyśliłem się. Rzadko widzę cię w takim stanie. Jeśli chcesz to płacz, nie hamuj łez, wylej swój ból inaczej będzie Cię zabijał od środka- objąłem go ramieniem i przytuliłem, zabierając drugą ręką pudełko chusteczek z jego szafki nocnej.

Nick

Czułem, że Joe mnie przytula, ale nie protestowałem. W tym momencie tego potrzebowałem. Poczułem łzę spływającą po policzku.
-Co ja źle zrobiłem? Przecież… starałem się być dla niej jak najlepszy…
-Nie zrobiłeś niczego źle... To nie twoja wina... Ona po prostu chciała cię wykorzystać, zabawić się z tobą...
-Czemu tu jesteś? Jeszcze tydzień temu aż tak bardzo Cię nie obchodziłem.
-Zawsze mnie obchodziłeś. To, że nie zawsze Ci to okazywałem nie znaczy, że nie jesteś dla mnie ważny Nick.
Wtuliłem się w brata.
-Dziękuję.

 

Kevin

Zachowanie Nicka, a później Joego było dziwne, musiałem zobaczyć, co jest grane. Wszedłem, oczywiście bez pukania do pokoju Nicka, a tam Joe tulił młodego.
-Oj, jaki ładny widok.
-Kev, daj spokój.
Nick szybko odsunął się od Joe'go i przetarł oczy.
-Nickuś Ty płakałeś? Co Ty baba jesteś?! Wiedziałem, że jesteś ciotą, ale nie sądziłem, że aż taką. A Ty, co Joe? Bawisz się w mamusię?
-Kevin, odpuść
-Odwal się idioto...
-Możesz mnie przezywać, ale to nie ja tu siedzę i płaczę.
-Kevin, odwal się od niego, to nie pora na drwiny, ok. Daj mu spokój.
-Ale za to ja mam serce, duszę i uczucia! Trzy, kompletnie obce Ci rzeczy! Wyjdź stąd...
-A, co laska go olała?- popatrzyłem na Nicka - Czekaj, czekaj! Summer Cię zdradziła?
Nick odwrócił wzrok.
-Nie Twoja sprawa...
-Ostrzegam cię, odpuść - a on, co go tak nagle broni?
-Joe nie wtrącaj się! – Podszedłem do Nicka – Zdradziła Cię? – Zacząłem się śmiać, to było do przewidzenia – Wiedziałem!
-Fajnie, cieszę się. Już się pośmiałeś, możesz dać mi wreszcie spokój?
-Ale opowiedz mi, co widziałeś! Ciekawi mnie to.

Joe

Nie wytrzymałem, popchnąłem Kevina w stronę drzwi.
-Odbiło Ci, nie widzisz, że jest przybity, musisz pogarszać? Nie sądziłem, że jesteś aż takim fiutem Kevin.
-Fiutem? A Ty to niby, co? Pocieszasz go, a pewnie w duszy śmiejesz się z niego, znam Cię! A to czy będę się z niego nabijał to moja sprawa! - Jeszcze słowo to mu naprawdę przywalę.
-Lepiej spierdalaj stąd póki się jeszcze kontroluję, bo inaczej skończysz na OIOM-ie.
-Grozisz mi?! Kurwa to są jaja! Całe życie się z niego nabijasz a teraz nagle Ci go żal?! A weź Ty się kurwa, lecz człowieku. Będę robił, co chcę! Niech się siostra w końcu nauczy życia. Miłość na świecie nie istnieje! - straciłem nad sobą panowanie, poniosło mnie i przywaliłem Kevinowi z pięści prosto w twarz, usłyszałem tylko głuchy trzask. Chyba złamałem mu nos.
-Wyjdź, bo poprawię.  
-Kurwa! Na mózg Ci się już rzuciło?!

Nick

Kevin oddał Joemu, ale chyba trochę słabiej niż od niego dostał. Joe wypchnął K2 za drzwi i zatrzasnął mu je przed nosem.
-Jeb się! - Kev krzyknął jeszcze z za zamkniętych drzwi i chyba poszedł do łazienki, bo słychać było jak trzasnęły od niej drzwi.
-Co za skurwiel, rozciął mi wargę.
-Od rozciętej wargi się nie umiera... – Spojrzałem przez okno i się zamyśliłem.
-Wiem, że się nie umiera, ale teraz nigdzie nie mogę wyjść przez kilka dni, bo zaraz sępy się rzucą.
Miałem ochotę mocniej mu przywalić, ale w przyszłym tygodniu mamy sesję – Joe chyba zauważył, że go nie słucham, bo zamilkł i chwilę na mnie patrzył – Wszystko okej?
Przeniosłem wzrok na brata – mógłbyś mnie zostawić samego?
-Jasne. Jakbyś czegoś potrzebował, to przyjdź.
-Dzięki.
Joe wyszedł z mojego pokoju, a ja położyłem się na łóżku i bezskutecznie próbowałem zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz