Joe
Kolejny wywiad, i kolejny raz te same pytania.
-Wiem, że tego nie lubicie, ale muszę o to zapytać,
oglądając wasze koncerty każdy może zobaczyć, że nosicie srebrne obrączki,
które symbolizują wartości, w które wierzycie. Możecie nam coś o nich
powiedzieć? Co noszenie tych tzw. pierścieni czystości dla was znaczy?
-Oczywiście… Dla nas to znaczy, że będziemy traktować panie
z szacunkiem, i… i po prostu być gentelmanami. I… I zrobić, co w naszej mocy,
żeby nasza mama była dumna.
Nie skłamałem, mama jest z nas dumna, tyle, że nie wie
wszystkiego o nas, ale tak jest chyba dla niej lepiej. Traktuję kobiety z
szacunkiem, wiem, że je wykorzystuję, ale nie pokazuję im tego, spełniam ich
marzenia, sprawiam, że czują się wyjątkowe, do niczego ich w końcu nie zmuszam.
Niektórzy, zwłaszcza Nick pewnie by się ze mną nie zgodzili. Ale czy to moja
wina. Nie lubię i nigdy nie lubiłem rzeczy z drugiej ręki, to podejście
przeniosło się również na kobiety. Nie potrafię kochać się z dziewczyną, która
była już z innym. Ale jestem gentelmanem, nie wyrzucam dziewczyny z pokoju
tylko, dlatego że nie jest dziewicą. Nie mam nic przeciwko figlom z taką
osóbką, nie zostawię jej niezaspokojonej, ale mojego ogiera w niej nie zatopię.
Jedyną nie dziewicą, z jaką mógłbym się kochać byłaby laska, która wcześniej była
tylko ze mną. Ale to się nie zdarzy.
Dokładnie wybieram dziewczyny na wieczór, żeby mieć pewność, że nie
wezmą 2 razy tej samej.
Kevin
Z lotniska od razu pojechaliśmy na próbę, wróciliśmy do LA,
bo jutro jest koncert urodzinowy, a potem impreza Joego. Joe z Nickiem zaczęli
rozmawiać z jakimś kolesiem przed wejściem, a ja wszedłem do środka, żeby się
przygotować. Przy mojej gitarze zauważyłem jakiegoś młodego chłopaka. Miał na
sobie nie modne ubrania, bo kto dzisiaj ubiera się na jeden kolor? Granatowe dżinsy
i granatowy podkoszulek. I nic więcej. Żadnych rysunków na bluzce, bransoletek,
czapki. Buty też jakieś takie dziwne, trampki, które ubiera się do szkoły.
-Kim jesteś i dlaczego trzymasz moją gitarę? – Nie lubię jak
ktoś obcy bawi się moimi gitarami, a ta akurat jest bardzo droga, w sumie to
każda jest droga, ale tę wyjątkowo lubię.
-Przepraszam… - chłopak szybko odłożył moją gitarę i do mnie
podszedł – Nazywam się Adam Ward.
-Jesteś naszym
fanem?
-Szczerze? To
nie. Nigdy o Was nie słyszałem…
-To co tu robisz?
-Pracuję, będę
Wam rozkładać sprzęt.
-No tak… tata
wspominał. Więc zapamiętaj jedno. Mojego sprzętu nie ruszaj.
-Dobrze…
przepraszam, nie wiedziałem. To już się nie powtórzy…
-Mam taką
nadzieję.
Do hali wszedł
Nick z Joe. Podeszli do nas.
-To jest ten
chłopak, o którym mówił nam tata.
-Miło nam – Nick
podał rękę Adamowi. On zawsze jest miły i to mnie w nim wkurza… Odszedłem od
nich. Nie będę rozmawiać z pracownikami, oni mają tu pracować, a nie gadać. W
końcu za coś im płacimy. Joe po chwili podszedł do mnie.
-Mógłbyś być
trochę milszy.
-A Ty co? Matka
Teresa? – on będzie mi mówił jaki mam być. No to są już jaja! Świat zwariował!
Kevin Jonas nigdy nie był miły dla biedaka! To się nigdy nie zmieni!
-Nigdy się nie
zmienisz… nie ważne.
Nigdy się nie
zmienię, to oczywiste. Ale czasami jestem miły, przecież muszę dbać o moją
reputację, ale w tym chłopaku jest coś dziwnego. Nie umiem tego nazwać, ale nie
lubię czegoś takiego. Pasuje do Nicka, cały czas przeprasza. Może nawet się
zaprzyjaźnią. Kto wie… ja na pewno nie polubię tego dzieciaka. Dzieciaka, bo
raczej jest młodszy ode mnie. I jeszcze denerwuje mnie w nim to, że nie zna
naszego zespołu. Wiem o tym, że nie wszystkie osoby muszą nas lubić ale powinni
nas znać. Przecież nasza muzyka często leci w radiu. Nasze teledyski pokazywane
są w telewizji. Więc jakim cudem on nas nie zna? Nie czyta gazet? Średnio
cztery razy w miesiącu udzielamy wywiady. Gdzie on się uchował? Mieszkał w
kosmosie?
To jest pewne,
nie polubię go i na pewno nie będę dla niego sympatyczny. Jeszcze pozna Kevina
Jonasa.
Nick
W końcu wróciliśmy do L.A. Do domu. No i poznaliśmy naszego
nowego „chłopaka od rozkładania sprzętu”. Swoją drogą, bardzo sympatyczny gość.
Żywy dowód na to, że ludzi nie ocenia się po tym, co mają, tylko po charakterze.
Joe chyba podziela moje zdanie. Kevina pominę… Z tego zamyślenia wyrwała mnie
Summer, która zadzwoniła zaraz, po naszym powrocie.
-Cześć kochanie
-Cześć Nick. Przeszkadzam?
-Nie, no co Ty. Co u Ciebie?
-Jesteś już w domu?
-Tak, a co?
-Bo mam do Ciebie pytanie… Pamiętasz, jak w Phoenix, rano,
spytałam, kiedy pokażesz mnie światu? Powiedziałeś, że jak wrócisz do L.A.
Zacząłem się śmiać.
-I chcesz dzisiaj?
-Zrozum, nie chcę się już ukrywać… Chciałabym iść z Tobą na
taką normalną, prawdziwą randkę…
-No dobrze. To będę u Ciebie za pół godziny. Okej?
-Okej. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Rozłączyłem się i wyszedłem z domu, mówiąc tylko, że
wychodzę i będę wieczorem. Po kilkunastu minutach byłem już pod domem Summer.
Czułem obecność paparazzi, ale trudno. Zapukałem do drzwi i po chwili ujrzałem
najpiękniejszą dziewczynę, jaką przyszło mi kiedykolwiek oglądać. Moją
dziewczynę. Długie, lekko pofalowane blond włosy, duże, niebieskie oczy, duże
usta i te piękne piersi, tak idealnie podkreślone przez dość skąpą, niebieską,
letnią sukienkę, którą z resztą dostała ode mnie na urodziny. Wystarczy, że na
nią patrzę i już ogarnia mnie to przyjemne i trudne do opanowania uczucie… Aż
by się chciało… Nie, przestań… Idziesz z nią na randkę, nie do łóżka…
-O czym myślisz? – patrzyła na mnie tym swoim słodkim,
zaciekawionym wzrokiem. Spojrzałem jej w oczy i się uśmiechnąłem.
-O niczym. Pięknie wyglądasz.
Niepewnie odwzajemniła ten uśmiech.
-Chcesz powiedzieć, że Cię podniecam?
-Nawet nie wiesz, jak bardzo. – zaczęliśmy się śmiać, a
potem się do mnie przytuliła.
-Tęskniłam za Tobą – wyszeptała.
-Ja za Tobą też. Ale teraz już będziemy razem, tak jak
obiecałem.
Spojrzała mi w oczy. Jedną dłoń miała wplecioną w moją, a
drugą oparła na moim torsie.
-To może zaczniemy od ujawnienia tego związku?
-Skoro tak bardzo tego chcesz.
Zamknąłem oczy i ją namiętnie pocałowałem. Wiedziałem, że w
tej chwili zrobiono nas setki zdjęć, ale walić to. Byłem szczęśliwy. A ludzie
niech sobie plotkują i niech myślą, co chcą. Nie mam zamiaru się tym
przejmować, dopóki nie zaczną uprzykrzać Summer życia. Wtedy powiem im, co o
nich myślę. Ale nie teraz…
Szliśmy przez L.A., trzymając się za ręce, rozmawiając i co
jakiś czas się całując. To było dużo łatwiejsze i przyjemniejsze od ukrywania
tego związku. Później poszliśmy do centrum handlowego, a potem do restauracji,
na obiad. Wieczorem zabrałem ją na plażę, gdzie przez długi czas siedziała na
barierce niewielkiego molo, a ja stałem przed nią i delikatnie ją trzymałem,
żeby nie wpadła do wody i patrzyliśmy na zachód słońca. Po zmroku przeszliśmy
się wzdłuż plaży, aż w końcu odprowadziłem ją do domu i sam też wróciłem.
Położyłem się na łóżku i pomyślałem sobie, że mógłbym w ten sposób spędzać
każdy dzień. No i noce też. No właśnie… Te wspólne noce… I tutaj mój romantyzm
się kończy… Na samą myśl o nocach z Summer, mam ochotę pobawić się w Joego… Ale
ta ochota mija, kiedy skupiam swój słuch na odgłosach dochodzących z pokoju
obok. Joe… od kilku minut jęczy i myśli, że go nie słychać… eh… żal mi go…
Joe
Taylor poszła jakieś 15 minut temu, a ja leżę na łóżku i
zastanawiam się jak ją przekonać na „ten krok”, jestem już blisko celu, ale
wiem, że jeśli zbyt często będę poruszał ten temat to się spłoszy. Muszę
przyznać, że po rozmowie w Phoenix stała się odważniejsza, ale przez to
bardziej mnie podnieca. Nie mogę wyjść nawet z domu na szybki numerek, bo jacyś
paparazzi koczują przed naszym domem, żeby przyłapać nas na czymś
nieodpowiednim. Z braku innych możliwości postanowiłem sam się sobą zająć.
Mogłem sobie na to pozwolić, rodziców nie było w domu - wybyli na kilka dni,
żeby jak to ujęli „nie robić nam obciachu” w czasie mojego przyjęcia
urodzinowego. Tak, oni sądzą, że to będzie kulturalne przyjęcie. No cóż… im
dłużej w to wierzą tym lepiej.
Nalałem sobie gorącej wody z aromatycznymi olejkami i
postanowiłem się zrelaksować i zaspokoić w wannie. O tak! Tego potrzebowałem,
czułem się fantastycznie, wolę co prawda kiedy moim członkiem zajmują się
dziewczyny, ale czułem tak dużą potrzebę rozładowania napięcia, ale jak to
mówią niektórzy „jak się nie ma co się chce, to się chce co się ma”, a ja
miałem swoją rękę. Im byłem bliżej, tym byłem głośniej, a moja ręka coraz
szybciej poruszała się po moim przyrodzeniu. Jasne nie byłem cicho, ale
przecież rodziców i Bonusa nie było, więc komu to mogło przeszkadzać… Kevinowi
to przeszkadzało… w momencie, kiedy dochodziłem w drzwiach mojej łazienki
stanął pierworodny Jonas
-Czyżby twoja dziewczyna nadal Ci nie uległa? - miałem
ochotę zetrzeć mu z twarzy ten cyniczny uśmieszek.
-Ulegnie, jeszcze w tym tygodniu będzie moja.
-Liczysz, że dostaniesz coś „wyjątkowego” na swoje
urodziny?- mówiąc „wyjątkowego” zrobił cudzysłów w powietrzu.
-Wątpisz?
-Nie skądże. Skoro jesteś taki pewien to może mały
zakładzik?
-Czemu nie. Stawiam, $1000 że do końca tygodnia rozdziewiczę
Taylor Swift
-Przyjmuję zakład, ale wybacz, dłoni to Ci nie uścisnę,
najpierw ją porządnie zdezynfekuj braciszku
I wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz