wtorek, 28 maja 2013

8. Masz ochotę zaskrzypić na rockowo?


Kevin

Rano obudziłem się z okropnym kacem, ale to znak, że impreza się udała. Oj tak, aż na same wspomnienia o tamtej lasce moje spodnie robią się ciaśniejsze. Szybko wstaję, żeby się uspokoić i idę do kuchni. Na krześle siedzi Joe.
-Wisisz mi tysiaka – mój braciszek mówi do mnie to z uśmiechem na twarzy. Ale o jakiego tysiaka mu chodzi? Patrzę na niego i nagle sobie przypominam, że ostatnio założyliśmy się o tysiaka… ale przecież to ja miałem wygrać. Przecież on nie mógł przelecieć Tay… -No co tak patrzysz?
-Jaja sobie robisz? Przeleciałeś największą dziewicę w show biznesie?!
-Niestety nie nagrałem tego, musisz uwierzyć na słowo. Wczoraj nie była zbyt cnotliwa.
-No jakoś ciężko mi sobie to wyobrazić. Ale poczekaj chwilę, muszę się napić i mi wszystko opowiesz. Ze szczegółami!
-Chciałbyś…
Podszedłem do szafki na której stała butelka z wodą i od razu całą wypiłem.
-Kac?
-I to jeszcze jaki! Ale dobra, jak nie chcesz mi opowiadać o Tay to porozmawiajmy o zespole.
-A co z nim?
-No jak to co z nim? Nie mamy skrzypaczki a trasa za tydzień!
-A co z Nikki?
-Zrezygnowała bo ma problemy ze zdrowiem.
-Kurde… nie dobrze, to co my teraz zrobimy?
-Myślałem, żeby iść do szkoły muzycznej i zapytać o jakąś zdolną absolwentkę.
-Ty to jesteś mądry!
-Dzięki.
Podszedłem do Joego i przybiliśmy sobie piątkę.
-To może z tej okazji, że zaliczyłeś Tay jakaś męska impreza?
-Wiesz o tym, że na imprezę nie musisz mnie namawiać.
-A może weźmiemy Ashley?
-Dobry pomysł, dawno jej nie widziałem.

Joe

Cały dzień miałem dobry humor, wspomnienie wczorajszego dnia napawało mnie jakąś dziwną radością, teraz w końcu będę mógł w pełni cieszyć się z tego aranżowanego związku. Uznałem, że wyjście do klubu z Kevinem nie było głupim pomysłem, byłem ciekaw, co słychać u Ashley, lubiłem tę dziewczynę, była naszą przyjaciółką, ale wyjechała. Wcale się jej nie dziwię, kochała Kevina, ale nigdy mu tego nie powiedziała wprost, a on nie potrafił tego zauważyć. W czasie jednej z imprez Kevin złamał jej serce, widziała go jak zaliczał Kim, wybiegła z domu w którym się bawiliśmy, następnego dnia dowiedzieliśmy się że postanowiła zamieszkać u dziadków, bo dawało jej to szansę chodzenia do jakiejś tam szkoły artystycznej. Ja znałem prawdę, ale dla jej dobra nie powiedziałem Kevinowi prawdy.
Ashley przyszła z przyjaciółką, którą poznała mieszkając w Chicago. Agnes. Ładna dziewczyna. Trochę nieśmiała, mam tylko nadzieję, że nie kolejna cnotka, bo dopiero jedną na prostą wyprowadziłem, nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki.
Usiedliśmy w boxie i sącząc jakieś drinki zaczęliśmy typową gadkę szmatkę. W sumie to najwięcej mówił Kevin z Ash, my tylko wtrącaliśmy się jak mieliśmy coś bardzo istotnego do powiedzenia. Po jakimś czasie stwierdziłem, że takie siedzenie jest nudne, więc wyrwałem Agnes na parkiet, dając szansę Kevinowi na wyjaśnienie sobie wszystkiego z Ashley, chociaż sądzę, że już to zrobili, mimo że odkąd sie spotkali minęły raptem 2 dni. Starszy brat wziął ze mnie przykład i po chwili on też wirował z Ash na parkiecie. Kiedy sie trochę zmęczyliśmy, wróciliśmy do stolika.
-A jak nastroje przed dalszą trasą? W końcu z tego, co wiem to przerwę mieliście tylko na urodziny Joego, no plus te kilka dni żeby wytrzeźwieć- dawna przyjaciółka miała ochotę na dalszą pogawędkę. Że też kobietom to się nigdy nie nudzi.
-Nastroje nie najlepsze, nie mamy pełnego składu, nasza skrzypaczka złamała rękę. Musimy w tempie ekspresowym kogoś znaleźć.
-To nie powinno być takie trudne, w końcu każdy chciałby grać dla was, mimo że nie jesteście w stylu muzyki klasycznej, to wpis w życiorysie "grałam dla Jonas Brothers" otwiera mnóstwo drzwi.- Agnes ma ciekawe podejście do tematu.
-To może ty z nimi zagrasz - słowa Ashley spowodowały, że poczułem jakby ktoś walnął mnie patelnią.
-CO?!? - zmówiliśmy się wszyscy troje.
-Grasz na skrzypcach? - może pytanie brzmiało idiotycznie, ale byłem w takim szoku, że nic innego nie umiałem wydusić.
-Tak wyszło, od 7 roku życia.
-Masz jakieś plany na najbliższe 3 miesiące? - Kevin bardzo szybko przechodzi do konkretów.
-Nie ma i jestem pewna, że z wami pojedzie.
-Ash, ja nie potrzebuję adwokata.
-Sama mówiłaś, że przydałby Ci się jakiś zastrzyk gotówki, a takie gwiazdy, na dodatek w sytuacji kryzysowej na pewno nie poskąpią grosza.
-Ashley - Agnes wyglądała na lekko zażenowaną wypowiedzią Ash.
-Poprzedni pracownicy na pensję nie narzekali. To co, masz ochotę zaskrzypić na rockowo?
Nie usłyszałem odpowiedzi, za to dostałem lekkie kiwnięcie głową.

 

Nick

Nie rozumiem tej dziewczyny. Raz jest normalna, a na drugi dzień wścieka się z byle powodu. Mało tego, potrafi to zrobić w taki sposób, że ja się czuję winny. Nie odbiera, nie odpisuje na sms’y… Na początku jakoś mnie nie ciągnęło do rozmowy, ale w końcu to moja dziewczyna. Kocham ją i za nią tęsknię. Więc wyszedłem z pokoju, powiedziałem tylko, że wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę, po czym poszedłem w stronę domu Summer. Był ładny wieczór, jak zawsze z resztą w tej części Ameryki. Idąc chodnikiem, zauważyłem, że w moją stronę idzie całkiem ładna dziewczyna. Szczupła, mniej więcej w moim wieku i strasznie mi kogoś przypominała. Byłem wręcz pewny, że ją już gdzieś widziałem, ale nie mogłem skojarzyć gdzie. Dokładnie się jej przyjrzałem. Czarne włosy z mocno czerwonymi końcówkami, krótkie, ułożone w bardzo ładnie wyglądającym nieładzie, czarna, dopasowana bluzka i czerwona mini, a w dłoni róża. Moje wątpliwości rozwiały się, gdy mnie mijała, a ja nieświadomie spojrzałem na jej buty. Stare, zwykłe, czarno – białe trampki, na których ktoś, kiedyś napisał długopisem „N. J. = BFF”. Zatrzymałem się i odwróciłem.
-Tamara?
Dziewczyna też się odwróciła i spojrzała na mnie z tym drwiącym uśmiechem.
-Już myślałam, że nie poznasz.
-I bym nie poznał, gdyby nie mój podpis na Twoich butach. Co Ci się stało?
-Eh… miałam dzisiaj w szkole dzień patrona, czy coś. No nie ważne… trzeba się było ładnie ubrać, to się ubrałam. I tak najładniej wyglądała Twoja jasnowłosa, błękitnooka dupa.
-Ścięłaś włosy?
-A co, nie ładnie?
-Żartujesz? Już dawno miałem Ci powiedzieć, żebyś je ścięła, no ale… jakoś nie miałem okazji – Tamy zaczęła się śmiać.
-Biedactwo. Gdzie idziesz? Mogę iść z Tobą?
-Idę do Summer.
-A, to nie. Idziesz do niej z pustymi rękami?
-Jak widać.
-Masz, daj jej to. Tylko nie mów, że ode mnie – dała mi różę.
-Od kogo to masz? – spytałem podejrzliwie.
-Od jakiegoś chłopaka. Ogólnie, nie jestem nim zainteresowana, ale kwiatka wzięłam. Jak już się wysilił, żeby go kupić… No dobra, to Cię nie zatrzymuję, bo się Barbie wścieknie. Widzimy się jutro, okej?

-Jasne. To na razie.

-No cześć.
I poszła w swoją stronę, a ja jeszcze chwilę stałem jak idiota z tą różą w ręku i patrzyłem na moją oddalającą się przyjaciółkę. Naprawdę ładnie wyglądała. Po chwili jednak znów zacząłem iść w stronę domu mojej dziewczyny. Było już ciemno, gdy tam doszedłem. Oczywiście kulturalnie zapukałem do drzwi, ale gdy nikt nie otwierał, a ja zorientowałem się, że są otwarte, wszedłem do środka. Usłyszałem jęki jakiejś dziewczyny. Najpierw myślałem, że to jej brat się zabawia ze swoją laską, ale wśród tych jęków rozpoznałem głos Summer. Nie chciałem nic więcej wiedzieć, ale musiałem się przekonać, czy to prawda. Cicho otworzyłem drzwi od jej pokoju i wtedy poczułem jak moje serce rozpada się na kawałki. Szybko wróciłem do domu. Byłem wściekły, ale nie chciałem nic robić zbyt szybko. Gdy wszedłem do domu, poczułem na sobie zdziwiony wzrok moich braci. Spojrzałem na nich. Wyglądali, jakby czekali na wyjaśnienia, lecz ja tylko westchnąłem, spuściłem wzrok i poszedłem do swojego pokoju. Chwilę siedziałem na łóżku i gdy zastanawiałem się, czemu ona mi to zrobiła, poczułem, że do moich oczu napływa coraz więcej łez...

1 komentarz: