Kevin
-Adam! –
zobaczyłem przy mojej gitarze tego gówniarza! Przecież mówiłem mu, żeby do
moich gitar się nie zbliżał. No przecież jak go dorwę to rozszarpię jak psa!
-To nie tak jak
myślisz! – zaczął się bronić – Rano był tu Joe i przestawił, Twoją gitarę,
chciałem ją tylko odłożyć… - nagle zrobił minę jakby zaraz miał się rozpłakać!
Mięczak! Nie lubię taki ludzi. Po prostu mnie denerwują!
-Miałeś moich
gitar nie ruszać! – powiedziałem, może trochę za głośno, ale w sumie niech
nauczy się kto tu ma pieniądze i rządzi.
-Ale… -
przerwałem mu
-Ale, ale. Za
karę musisz mi iść do sexshopu i kupić włochate kajdanki, gumową lalkę i sto
sztuk prezerwatyw.
-Co? – popatrzył
na mnie tymi swoimi przestraszonymi oczami jakbym powiedział, że jego rodzina
nie żyje. Co to za chłop? Może to gej?
-Nie co, tylko
słucham. A zresztą drugi raz mi się nie chce mówić. Jak masz problemy ze
słuchem to idź do lekarza. Za godzinę chcę Cię tu widzieć z zakupami!
-Ale…
-Chcesz tu
pracować? – zapytałem.
-Tak… -
powiedział szeptem. Nie no on zaraz się rozryczy! Tata go nie nauczył życia?
-Więc zrobisz o
co Cię proszę, zrozumiano?
-Tak – zaczął się
kierować w stronę wyjścia.
-A i jeszcze
jedno! Jak powiesz komuś że to dla mnie to już po Tobie!
Nick
Urodziny Joego…
Chyba jedyne, co lubię w swoim bracie to fakt, że urządza całkiem fajne
imprezy. Dobrze, że rodziców nie ma, bo by się dopiero zdziwili… A gdyby nagle
wrócili, to by od razu padli na zawał. Mama pewnie sobie teraz myśli, że tutaj
się odbywa kulturalne przyjęcie… tak, wmawiaj sobie, wmawiaj. No cóż… Było
całkiem sporo osób… W większości znajomi… Ja oczywiście byłem z Summer. Była
ślicznie ubrana. Jak zawsze z resztą. Więc tak… siedzę w salonie z nią i paroma
znajomymi i sobie gadamy przy wódce i nagle, co zauważam? Joego z Taylor. Też
pili. Joe ostro do niej zarywał. Pewnie liczył na to, że mu się odda. Jak to
mówią, „nadzieja matką głupich”. Poczułem, że ktoś chwycił mnie za rękę.
Summer.
-Co jest skarbie?
– patrzyła tymi swoimi wielkimi, ślicznymi, niebieskimi oczami. Była tak…
podniecająca…
-Nic… zamyśliłem
się – czule się uśmiechnąłem.
-A o czym tak
myślisz? – przysunęła się do mnie i spojrzała mi głęboko w oczy.
-O nas.
-O nas? To może o
tym porozmawiamy? – uśmiechnęła się.
-Bardzo chętnie.
Ale nie tutaj. – Odwzajemniłem uśmiech, chwyciłem ją za rękę i poszliśmy na
górę. Jeszcze tylko upewniłem się, że ani Joe, ani Kevin mnie nie obserwują, a
potem poszliśmy do mojego pokoju. Kiedy weszliśmy, dla pewności zamknąłem drzwi
na klucz. Summer patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Podszedłem do niej z
uśmiechem na twarzy i delikatnie chwyciłem ją za biodra.
-Teraz możemy porozmawiać
– powiedziałem prawie szeptem, poczym zaczęliśmy się namiętnie całować.
Zacząłem się cofać w stronę łóżka, ciągnąc ją za sobą. Usiadłem na łóżku, a
Summer mi na kolanach i zaczęła rozpinać mi koszulę. Po chwili obydwoje byliśmy
już bez górnej części ubrania. Położyłem się, a ona na mnie. Wciąż się
całowaliśmy, a nasze ręce błądziły po naszych ciałach. Przysiągłem sobie, że
nigdy, żadnej dziewczyny nie zmuszę do seksu, ale w tej chwili byłem tak
napalony, że nie wiem, co bym zrobił, gdyby teraz odmówiła. Ale na szczęście
Summer chciała tego tak samo, jak ja. Czułem jak jej dłoń przesuwa się po moim
torsie… Coraz niżej i niżej… w końcu zaczęła rozpinać mi spodnie, a ja tym
razem nie protestowałem. Gdy skończyła, włożyła tam dłoń i go dotknęła. Zaczęła
powoli poruszać ręką po moim przyrodzeniu, a ja odchyliłem głowę do tyłu i
cicho jęknąłem. Nie, nie jestem tak cichy, jak mogłoby się wydawać… Summer
zaczęła mnie całować po szyi, a ja nic nie mogłem zrobić, bo ogarnęło mnie to
nieziemskie uczucie… W końcu oderwała ode mnie swoje usta i spojrzała mi w
oczy…
-Zróbmy to Nick…
- szepnęła – teraz… i tutaj…
Zamieniliśmy się.
Teraz ona leżała na łóżku, a ja na niej.
-Na pewno tego
chcesz?
-A Ty nie?
-Nie chcę Cię do
niczego zmuszać.
-Nick… - objęła
dłońmi moją twarz – kochasz mnie?
Pocałowałem ją.
-Najbardziej na
świecie… Przecież wiesz…
-Więc to zróbmy…
Westchnąłem i się
zamyśliłem.
-Boisz się? –
niepewnie się zaśmiała
-Nie o to chodzi…
Summer, Ty… nie wiem, czy powinnaś tracić dziewictwo ze mną…
Usiadłem i znów
westchnąłem. Po chwili poczułem, że Summer się do mnie przytuliła.
-Dlaczego nie?
-No bo…
-Chodzi o Twoją
przysięgę, tak? To dlatego?
-Wiele razy Ci o
tym opowiadałem… Doskonale wiesz, co stało się trzy lata temu… Nikt nie
potrafił wytłumaczyć, dlaczego ja jeszcze jestem przytomny… dlaczego nie
straciłem wzroku… dlaczego żyję… Tą przysięgę złożyłem przed Bogiem… Tym samym,
który trzy lata temu nie zabrał mnie do siebie, chociaż miał okazję… Dał mi
drugą szansę…
-Wiem o co
chodzi… Nick, znam Twoich braci i zapewniam Cię, że nie jesteś taki jak oni.
To, co robią Joe i Kevin, robią tylko dla przyjemności i dlatego, że są prości.
Ty jesteś inny. Masz duszę. Jesteś szczery i prawdziwy. I to, co robisz, robisz
z miłości. A miłość nie jest grzechem. – lekko się uśmiechnęła. Odwzajemniłem
ten uśmiech, a potem namiętnie ją pocałowałem. Położyła się, ja na niej i
jeszcze chwilę się całowaliśmy i dotykaliśmy, ale w końcu zdjęliśmy z siebie
resztę ubrania i go w nią włożyłem, poczułem jak napina wszystkie mięśnie i
wbija mi paznokcie w plecy, przy okazji cicho jęcząc. poruszałem się początkowo
powoli, żeby nie sprawiać jej bólu, jednak z czasem podniecenie zaczęło brać
nade mną górę i przyspieszyłem. Summer jęczała coraz głośniej. Mnie też się
zdarzyło od czasu do czasu wydać z siebie ciche jęknięcie. To było uczucie nie
do opisania. I ono z każdą chwilą narastało…
-Boże… Nick… -
miała zamknięte oczy. Zupełnie, jakby odpływała. Ale teraz nie byłem w stanie o
tym myśleć. Skupiałem się na tym uczuciu, które było coraz silniejsze. Czułem,
że z każdym ruchem zbliżam się do mety, więc jeszcze bardziej przyspieszyłem.
Jeszcze chwila… kilka sekund… i meta… I ogarnęło mnie to cudowne uczucie. Na
kilka sekund straciłem kontakt z rzeczywistością… A później wszystko minęło.
Spojrzeliśmy na siebie z Summer, uśmiechnęliśmy się a potem ją pocałowałem.
Chwilę poleżeliśmy, ale w końcu się ubraliśmy i zeszliśmy na dół. Znaleźliśmy
naszych znajomych. Byli już pijani, więc nie trudno było im wmówić, że byliśmy
na spacerze. Później też się upiliśmy. Ale najważniejsze było to, że wreszcie,
gdy spojrzałem na Summer, czułem, że naszego związku nigdy, nic nie rozdzieli.
Kevin
Impreza już się
rozkręciła. Podszedłem do Joego kiedy Tay wyszła do ubikacji, żeby wręczyć mu
prezent.
-Braciszku
wszystkiego najlepszego! – uścisnąłem go.
-Dzięki!
-Co do prezentu
to nie otwieraj go przy Tay, mogłaby się przestraszyć – szepnąłem do niego z
głupim uśmiechem – Już nie będziesz musiał się wyręczać w wannie. Twoja nowa
koleżanka Ci w tym pomoże braciszku. A i pamiętaj o zakładzie – poklepałem go
po ramieniu – miłej zabawy.
Odszedłem od
niego, bo Tay się zbliżała. Denerwuje mnie ona, ta jej niewinność, delikatność.
Ubiera się w takie sukienki cnotni. „Cipu CipuCipuleńka Cipu Cipu Cipulaj” –
zacząłem sobie nucić piosenkę w myślach. Popatrzyłem na Tay i lekko się
uśmiechnąłem. Przecież mój brat nigdy takiej cnotki nie zaliczy! Nie ma
szans! Przynajmniej wygrałem zakład. Popatrzyłem po salonie, wszędzie ktoś
gdzieś z kim gadał, wszystkim znam, ale jakoś nie chce mi się z nimi gadać. Wyszedłem
na taras, zobaczyłem przy barierce jakąś ładną
dziewczynę, którą o dziwo nie znam! Ale to się zmieni.
Podszedłem
do niej. Dziewczyna lekko się do mnie uśmiechnęła.
-Cześć.
Wybacz, ale jakoś Cię nie kojarzę, a myślałem, że wiem kogo Joe zaprasza.
-Cześć
Kevciu. Oczywiście, że mnie znasz – ten głos wydawał mi się znajomy, ale jej
twarz nie.
-Znamy
się? – zapytałem.
-Tak,
to ja Ashley.
-Ashley?
-Ashley
Spivey – uśmiechnęła się.
-Ashley!
Przecież dwa lata temu wyjechałaś! Nawet się nie pożegnałaś, ani nic… Zmieniłaś
się! Nie poznałem Cię! Pięknie wyglądasz!
Ashley
była naszą przyjaciółką. Zawsze się z nią dobrze dogadywałem. Była miła i
sympatyczna dla wszystkich, zawsze uśmiechnięta i miała najlepsze pomysły na
spędzanie wolnego czasu. Ale dwa lata po kłótni… oczywiście ze mną wyjechała.
Nie pamiętam już o co się pokłóciliśmy. Chyba była na mnie zła o to, że nie
chcę znaleźć sobie dziewczyny na stałe, tylko co chwilę je zmieniam.
-Dziękuję
– zarumieniła się.
Naprawdę
pięknie wyglądała, całkiem inaczej. Kiedyś nie ubrałaby takich obcisłych ubrań,
nie malowała się, włosy miała
zawiązane ciasno w kucyk. Zawsze wszystko było zakryte… nawet nie miała co
zakrywać, piersi raczej jej w wtedy nie chciały rosnąć. A teraz! Bluzeczka na ramiączkach,
czarne rurki i seksownie wysokie czerwone szpilki. Wygląda… pięknie? Nie to za
słabe słowo. Wygląda zjawiskowo!
-Dlaczego
wyjechałaś? Bez pożegnania…
-Po naszej kłótni
zdecydowałam wyjechać i zapomnieć o Tobie.
-Ale przecież… to
była głupia kłótnia, nie musiałaś przez to wyjeżdżać i o mnie zapominać.
-Musiałam…
-Stało się coś? –
zmartwiłem się. Czyżby coś się stało o czym nie wiedziałem?
-Ty naprawdę nie
wiesz dlaczego wtedy wyjechałam?
-A powinienem?
-Nie, zresztą to
już nie ważne. Chyba mi już przeszło. Zresztą… spodziewałam się tego. Nic się
nie zmieniłeś. Nadal Cię interesują dziewczyny, które możesz tylko przelecieć.
Nie zwracasz uwagi na uczucia innych. Oddaliłeś się od rodziny, przyjaciół.
Sława przysłoniła Ci oczy na prawdziwe życie. Mam nadzieję, że nigdy nie
stracisz pieniędzy, bo wtedy nie wiedziałbyś co ze sobą zrobić. Bo pieniądze są
dla Ciebie najważniejsze. Ale wiesz co? Będziesz tego kiedyś żałował. Ale czasu
już nie cofniesz – Ashley popatrzyła na mnie oczami pełnymi łez, nie wiedziałem
o co jej chodzi… -szkoda. Kiedyś byłeś naprawdę fajnym chłopakiem. A teraz…
-Ale o co Ci
chodzi? – przerwałem jej, bo nic nie rozumiałem. Nagle zaczęła gadać jakieś
bzdury o mnie. Że niby przez sławę nie widzę świata.
-Byłam w Tobie
zakochana, a Ty co? Wolałeś Kim! Bo miała większe piersi, które cały czas
pokazywała facetom. Myślałam, że to coś ze mną jest nie tak, wyjechałam,
zmieniłam się. Ale widzę, że nie potrzebnie…
-Ashley wszystko
w porządku? – odezwała się jakaś dziewczyna, która nie wiem nawet kiedy pojawiła
się koło nas.
-Tak… musiałam w
końcu powiedzieć co mi leży na sercu… i ulżyło mi.
-Ashley… nie
wiedziałem, przepraszam – było mi głupio, tak, tak! Kevinowi jest głupio…
-Nie przepraszaj,
skąd mogłeś wiedzieć? Przecież nigdy Ci tego nie powiedziałam.
-Ale jako Twój
przyjaciel powinienem się domyślić… wybacz mi.
Ashley popatrzyła
na mnie z uśmiechem.
-Jednak gdzieś
tam w środku pozostałeś starym Kevinem – uśmiechnąłem się do niej i popatrzyłem
na dziewczynę, która stała koło nas –Wybaczcie, nie przedstawiłam Was, Kevin
poznaj moją przyjaciółkę Agnes.
Podałem
dziewczynie rękę, wydawała się sympatyczna.
-A teraz już
pójdziemy. Musimy się przespać bo parę godzin temu przyleciałyśmy. Mam
nadzieję, że kiedyś znajdziesz czas dla starej przyjaciółki.
Ashley uśmiechnęła
się do mnie i poszła ze swoją przyjaciółką. A ja zostałem sam. Nie miałem już
ochoty na zabawę. Dziwnie się czułem.
Joe
W chwili przerwy
poszedłem otworzyć prezent od Kevina. Co mytu mamy… Pluszowe kajdanki, może
kiedyś się przydadzą… Zapas prezerwatyw, niewielki, ale na jakiś miesiąc
starczy… Lateksowa szparka-sekretarka, no cóż, nie powiem żebym o takiej
marzył, ale chęci miał dobre. Lalkę schowałem pod łóżko, bo raczej mi się w
najbliższym czasie nie przyda, Kajdanki do szuflady z bielizną, a prezerwatywy
do szafki nocnej, muszą być zawsze pod ręką.
[kilka godzin
później]
-Kochanie, widzę,
że jesteś zmęczona, chodź, położysz się w moim pokoju.
-Nie, chyba
pojadę do domu
-Nie żartuj, w
takim stanie, tylko wypadek spowodujesz, chodź. Tay, chyba się nie boisz u mnie
nocować?
-Jasne, że nie
Uznałem, że
goście się nie pogniewają jak zniknę z własną dziewczyną na jakiś czas w
sypialni. W końcu to może być dobry moment żebyś próbować zaliczyć pannę Swift.
Kiedy weszliśmy
do sypialni usiadła na łóżku pozbywając się swoich sandałków wiązanych na
rzemyki. Usiadłem obok niej i jak tylko zdjęła drugiego zacząłem całować jej
ramię, ostatnio dużo rozmawialiśmy, więc mimo, że wiedziała, że jestem na nią
napalony, pozwalała mi się całować się po odsłoniętych częściach górnej połowy
ciała… niewiele, ale skoro na tyle się zgodziła to w końcu zgodzi się na
więcej.
-Joe, mhm, Joe
proszę, przestań, jestem zmęczona
-Skoro jesteś
zmęczona, to się połóż- mówiąc to delikatnie pchnąłem ją na łóżko, kładąc się
jednocześnie obok niej
-Joe proszę,
wiem, że to twoje urodziny, ale ja nie chcę. Proszę przestań- przestałem, nie
będę jej przecież gwałcił, nie jestem taki-chciałabym się przebrać w coś
wygodniejszego i położyć. Pożyczysz mi coś do przebrania?
-Jasne, możesz
wziąć, co tylko chcesz.
Wstała i podeszła
do komody, odwróciłem się na chwilę żeby zdjąć narzutę z łóżka, kiedy
odwróciłem się ponownie, widziałem tylko jak wybiega z pokoju z sandałami w
ręku. Pobiegłem za nią, ale nie zdążyłem jej złapać, w sumie to nie dziwne, ona
była trzeźwa, a ja nieźle wstawiony. Wróciłem do pokoju i wtedy do mnie
dotarło. Kajdanki. Zabiję Kevina za jego pomysły na prezent.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz