sobota, 25 maja 2013

5. Miłość nie jest grzechem



Kevin

-Adam! – zobaczyłem przy mojej gitarze tego gówniarza! Przecież mówiłem mu, żeby do moich gitar się nie zbliżał. No przecież jak go dorwę to rozszarpię jak psa!
-To nie tak jak myślisz! – zaczął się bronić – Rano był tu Joe i przestawił, Twoją gitarę, chciałem ją tylko odłożyć… - nagle zrobił minę jakby zaraz miał się rozpłakać! Mięczak! Nie lubię taki ludzi. Po prostu mnie denerwują!
-Miałeś moich gitar nie ruszać! – powiedziałem, może trochę za głośno, ale w sumie niech nauczy się kto tu ma pieniądze i rządzi.
-Ale… - przerwałem mu
-Ale, ale. Za karę musisz mi iść do sexshopu i kupić włochate kajdanki, gumową lalkę i sto sztuk prezerwatyw.
-Co? – popatrzył na mnie tymi swoimi przestraszonymi oczami jakbym powiedział, że jego rodzina nie żyje. Co to za chłop? Może to gej?
-Nie co, tylko słucham. A zresztą drugi raz mi się nie chce mówić. Jak masz problemy ze słuchem to idź do lekarza. Za godzinę chcę Cię tu widzieć z zakupami!
-Ale…
-Chcesz tu pracować? – zapytałem.
-Tak… - powiedział szeptem. Nie no on zaraz się rozryczy! Tata go nie nauczył życia?
-Więc zrobisz o co Cię proszę, zrozumiano?
-Tak – zaczął się kierować w stronę wyjścia.
-A i jeszcze jedno! Jak powiesz komuś że to dla mnie to już po Tobie!

Nick

Urodziny Joego… Chyba jedyne, co lubię w swoim bracie to fakt, że urządza całkiem fajne imprezy. Dobrze, że rodziców nie ma, bo by się dopiero zdziwili… A gdyby nagle wrócili, to by od razu padli na zawał. Mama pewnie sobie teraz myśli, że tutaj się odbywa kulturalne przyjęcie… tak, wmawiaj sobie, wmawiaj. No cóż… Było całkiem sporo osób… W większości znajomi… Ja oczywiście byłem z Summer. Była ślicznie ubrana. Jak zawsze z resztą. Więc tak… siedzę w salonie z nią i paroma znajomymi i sobie gadamy przy wódce i nagle, co zauważam? Joego z Taylor. Też pili. Joe ostro do niej zarywał. Pewnie liczył na to, że mu się odda. Jak to mówią, „nadzieja matką głupich”. Poczułem, że ktoś chwycił mnie za rękę. Summer.
-Co jest skarbie? – patrzyła tymi swoimi wielkimi, ślicznymi, niebieskimi oczami. Była tak… podniecająca…
-Nic… zamyśliłem się – czule się uśmiechnąłem.
-A o czym tak myślisz? – przysunęła się do mnie i spojrzała mi głęboko w oczy.
-O nas.
-O nas? To może o tym porozmawiamy? – uśmiechnęła się.
-Bardzo chętnie. Ale nie tutaj. – Odwzajemniłem uśmiech, chwyciłem ją za rękę i poszliśmy na górę. Jeszcze tylko upewniłem się, że ani Joe, ani Kevin mnie nie obserwują, a potem poszliśmy do mojego pokoju. Kiedy weszliśmy, dla pewności zamknąłem drzwi na klucz. Summer patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Podszedłem do niej z uśmiechem na twarzy i delikatnie chwyciłem ją za biodra.
-Teraz możemy porozmawiać – powiedziałem prawie szeptem, poczym zaczęliśmy się namiętnie całować. Zacząłem się cofać w stronę łóżka, ciągnąc ją za sobą. Usiadłem na łóżku, a Summer mi na kolanach i zaczęła rozpinać mi koszulę. Po chwili obydwoje byliśmy już bez górnej części ubrania. Położyłem się, a ona na mnie. Wciąż się całowaliśmy, a nasze ręce błądziły po naszych ciałach. Przysiągłem sobie, że nigdy, żadnej dziewczyny nie zmuszę do seksu, ale w tej chwili byłem tak napalony, że nie wiem, co bym zrobił, gdyby teraz odmówiła. Ale na szczęście Summer chciała tego tak samo, jak ja. Czułem jak jej dłoń przesuwa się po moim torsie… Coraz niżej i niżej… w końcu zaczęła rozpinać mi spodnie, a ja tym razem nie protestowałem. Gdy skończyła, włożyła tam dłoń i go dotknęła. Zaczęła powoli poruszać ręką po moim przyrodzeniu, a ja odchyliłem głowę do tyłu i cicho jęknąłem. Nie, nie jestem tak cichy, jak mogłoby się wydawać… Summer zaczęła mnie całować po szyi, a ja nic nie mogłem zrobić, bo ogarnęło mnie to nieziemskie uczucie… W końcu oderwała ode mnie swoje usta i spojrzała mi w oczy…
-Zróbmy to Nick… - szepnęła – teraz… i tutaj…
Zamieniliśmy się. Teraz ona leżała na łóżku, a ja na niej.
-Na pewno tego chcesz?
-A Ty nie?
-Nie chcę Cię do niczego zmuszać.
-Nick… - objęła dłońmi moją twarz – kochasz mnie?
Pocałowałem ją.
-Najbardziej na świecie… Przecież wiesz…
-Więc to zróbmy…
Westchnąłem i się zamyśliłem.
-Boisz się? – niepewnie się zaśmiała
-Nie o to chodzi… Summer, Ty… nie wiem, czy powinnaś tracić dziewictwo ze mną…
Usiadłem i znów westchnąłem. Po chwili poczułem, że Summer się do mnie przytuliła.
-Dlaczego nie?
-No bo…
-Chodzi o Twoją przysięgę, tak? To dlatego?
-Wiele razy Ci o tym opowiadałem… Doskonale wiesz, co stało się trzy lata temu… Nikt nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego ja jeszcze jestem przytomny… dlaczego nie straciłem wzroku… dlaczego żyję… Tą przysięgę złożyłem przed Bogiem… Tym samym, który trzy lata temu nie zabrał mnie do siebie, chociaż miał okazję… Dał mi drugą szansę…
-Wiem o co chodzi… Nick, znam Twoich braci i zapewniam Cię, że nie jesteś taki jak oni. To, co robią Joe i Kevin, robią tylko dla przyjemności i dlatego, że są prości. Ty jesteś inny. Masz duszę. Jesteś szczery i prawdziwy. I to, co robisz, robisz z miłości. A miłość nie jest grzechem. – lekko się uśmiechnęła. Odwzajemniłem ten uśmiech, a potem namiętnie ją pocałowałem. Położyła się, ja na niej i jeszcze chwilę się całowaliśmy i dotykaliśmy, ale w końcu zdjęliśmy z siebie resztę ubrania i go w nią włożyłem, poczułem jak napina wszystkie mięśnie i wbija mi paznokcie w plecy, przy okazji cicho jęcząc. poruszałem się początkowo powoli, żeby nie sprawiać jej bólu, jednak z czasem podniecenie zaczęło brać nade mną górę i przyspieszyłem. Summer jęczała coraz głośniej. Mnie też się zdarzyło od czasu do czasu wydać z siebie ciche jęknięcie. To było uczucie nie do opisania. I ono z każdą chwilą narastało…
-Boże… Nick… - miała zamknięte oczy. Zupełnie, jakby odpływała. Ale teraz nie byłem w stanie o tym myśleć. Skupiałem się na tym uczuciu, które było coraz silniejsze. Czułem, że z każdym ruchem zbliżam się do mety, więc jeszcze bardziej przyspieszyłem. Jeszcze chwila… kilka sekund… i meta… I ogarnęło mnie to cudowne uczucie. Na kilka sekund straciłem kontakt z rzeczywistością… A później wszystko minęło. Spojrzeliśmy na siebie z Summer, uśmiechnęliśmy się a potem ją pocałowałem. Chwilę poleżeliśmy, ale w końcu się ubraliśmy i zeszliśmy na dół. Znaleźliśmy naszych znajomych. Byli już pijani, więc nie trudno było im wmówić, że byliśmy na spacerze. Później też się upiliśmy. Ale najważniejsze było to, że wreszcie, gdy spojrzałem na Summer, czułem, że naszego związku nigdy, nic nie rozdzieli.

Kevin

Impreza już się rozkręciła. Podszedłem do Joego kiedy Tay wyszła do ubikacji, żeby wręczyć mu prezent.
-Braciszku wszystkiego najlepszego! – uścisnąłem go.
-Dzięki!
-Co do prezentu to nie otwieraj go przy Tay, mogłaby się przestraszyć – szepnąłem do niego z głupim uśmiechem – Już nie będziesz musiał się wyręczać w wannie. Twoja nowa koleżanka Ci w tym pomoże braciszku. A i pamiętaj o zakładzie – poklepałem go po ramieniu – miłej zabawy.
Odszedłem od niego, bo Tay się zbliżała. Denerwuje mnie ona, ta jej niewinność, delikatność. Ubiera się w takie sukienki cnotni. „Cipu CipuCipuleńka Cipu Cipu Cipulaj” – zacząłem sobie nucić piosenkę w myślach. Popatrzyłem na Tay i lekko się uśmiechnąłem. Przecież mój brat nigdy takiej cnotki nie zaliczy! Nie ma szans! Przynajmniej wygrałem zakład. Popatrzyłem po salonie, wszędzie ktoś gdzieś z kim gadał, wszystkim znam, ale jakoś nie chce mi się z nimi gadać. Wyszedłem na taras, zobaczyłem przy barierce jakąś ładną dziewczynę, którą o dziwo nie znam! Ale to się zmieni.
Podszedłem do niej. Dziewczyna lekko się do mnie uśmiechnęła.
-Cześć. Wybacz, ale jakoś Cię nie kojarzę, a myślałem, że wiem kogo Joe zaprasza.
-Cześć Kevciu. Oczywiście, że mnie znasz – ten głos wydawał mi się znajomy, ale jej twarz nie.
-Znamy się? – zapytałem.
-Tak, to ja Ashley.
-Ashley?
-Ashley Spivey – uśmiechnęła się.
-Ashley! Przecież dwa lata temu wyjechałaś! Nawet się nie pożegnałaś, ani nic… Zmieniłaś się! Nie poznałem Cię! Pięknie wyglądasz!
Ashley była naszą przyjaciółką. Zawsze się z nią dobrze dogadywałem. Była miła i sympatyczna dla wszystkich, zawsze uśmiechnięta i miała najlepsze pomysły na spędzanie wolnego czasu. Ale dwa lata po kłótni… oczywiście ze mną wyjechała. Nie pamiętam już o co się pokłóciliśmy. Chyba była na mnie zła o to, że nie chcę znaleźć sobie dziewczyny na stałe, tylko co chwilę je zmieniam.
-Dziękuję – zarumieniła się.
Naprawdę pięknie wyglądała, całkiem inaczej. Kiedyś nie ubrałaby takich obcisłych ubrań, nie malowała się, włosy miała zawiązane ciasno w kucyk. Zawsze wszystko było zakryte… nawet nie miała co zakrywać, piersi raczej jej w wtedy nie chciały rosnąć. A teraz! Bluzeczka na ramiączkach, czarne rurki i seksownie wysokie czerwone szpilki. Wygląda… pięknie? Nie to za słabe słowo. Wygląda zjawiskowo!
-Dlaczego wyjechałaś? Bez pożegnania…
-Po naszej kłótni zdecydowałam wyjechać i zapomnieć o Tobie.
-Ale przecież… to była głupia kłótnia, nie musiałaś przez to wyjeżdżać i o mnie zapominać.
-Musiałam…
-Stało się coś? – zmartwiłem się. Czyżby coś się stało o czym nie wiedziałem?
-Ty naprawdę nie wiesz dlaczego wtedy wyjechałam?
-A powinienem?
-Nie, zresztą to już nie ważne. Chyba mi już przeszło. Zresztą… spodziewałam się tego. Nic się nie zmieniłeś. Nadal Cię interesują dziewczyny, które możesz tylko przelecieć. Nie zwracasz uwagi na uczucia innych. Oddaliłeś się od rodziny, przyjaciół. Sława przysłoniła Ci oczy na prawdziwe życie. Mam nadzieję, że nigdy nie stracisz pieniędzy, bo wtedy nie wiedziałbyś co ze sobą zrobić. Bo pieniądze są dla Ciebie najważniejsze. Ale wiesz co? Będziesz tego kiedyś żałował. Ale czasu już nie cofniesz – Ashley popatrzyła na mnie oczami pełnymi łez, nie wiedziałem o co jej chodzi… -szkoda. Kiedyś byłeś naprawdę fajnym chłopakiem. A teraz…
-Ale o co Ci chodzi? – przerwałem jej, bo nic nie rozumiałem. Nagle zaczęła gadać jakieś bzdury o mnie. Że niby przez sławę nie widzę świata.
-Byłam w Tobie zakochana, a Ty co? Wolałeś Kim! Bo miała większe piersi, które cały czas pokazywała facetom. Myślałam, że to coś ze mną jest nie tak, wyjechałam, zmieniłam się. Ale widzę, że nie potrzebnie…
-Ashley wszystko w porządku? – odezwała się jakaś dziewczyna, która nie wiem nawet kiedy pojawiła się koło nas.
-Tak… musiałam w końcu powiedzieć co mi leży na sercu… i ulżyło mi.
-Ashley… nie wiedziałem, przepraszam – było mi głupio, tak, tak! Kevinowi jest głupio…
-Nie przepraszaj, skąd mogłeś wiedzieć? Przecież nigdy Ci tego nie powiedziałam.
-Ale jako Twój przyjaciel powinienem się domyślić… wybacz mi.
Ashley popatrzyła na mnie z uśmiechem.
-Jednak gdzieś tam w środku pozostałeś starym Kevinem – uśmiechnąłem się do niej i popatrzyłem na dziewczynę, która stała koło nas –Wybaczcie, nie przedstawiłam Was, Kevin poznaj moją przyjaciółkę Agnes.
Podałem dziewczynie rękę, wydawała się sympatyczna.
-A teraz już pójdziemy. Musimy się przespać bo parę godzin temu przyleciałyśmy. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz czas dla starej przyjaciółki.
Ashley uśmiechnęła się do mnie i poszła ze swoją przyjaciółką. A ja zostałem sam. Nie miałem już ochoty na zabawę. Dziwnie się czułem.

Joe

W chwili przerwy poszedłem otworzyć prezent od Kevina. Co mytu mamy… Pluszowe kajdanki, może kiedyś się przydadzą… Zapas prezerwatyw, niewielki, ale na jakiś miesiąc starczy… Lateksowa szparka-sekretarka, no cóż, nie powiem żebym o takiej marzył, ale chęci miał dobre. Lalkę schowałem pod łóżko, bo raczej mi się w najbliższym czasie nie przyda, Kajdanki do szuflady z bielizną, a prezerwatywy do szafki nocnej, muszą być zawsze pod ręką.
[kilka godzin później]
-Kochanie, widzę, że jesteś zmęczona, chodź, położysz się w moim pokoju.
-Nie, chyba pojadę do domu
-Nie żartuj, w takim stanie, tylko wypadek spowodujesz, chodź. Tay, chyba się nie boisz u mnie nocować?
-Jasne, że nie
Uznałem, że goście się nie pogniewają jak zniknę z własną dziewczyną na jakiś czas w sypialni. W końcu to może być dobry moment żebyś próbować zaliczyć pannę Swift.
Kiedy weszliśmy do sypialni usiadła na łóżku pozbywając się swoich sandałków wiązanych na rzemyki. Usiadłem obok niej i jak tylko zdjęła drugiego zacząłem całować jej ramię, ostatnio dużo rozmawialiśmy, więc mimo, że wiedziała, że jestem na nią napalony, pozwalała mi się całować się po odsłoniętych częściach górnej połowy ciała… niewiele, ale skoro na tyle się zgodziła to w końcu zgodzi się na więcej.
-Joe, mhm, Joe proszę, przestań, jestem zmęczona
-Skoro jesteś zmęczona, to się połóż- mówiąc to delikatnie pchnąłem ją na łóżko, kładąc się jednocześnie obok niej
-Joe proszę, wiem, że to twoje urodziny, ale ja nie chcę. Proszę przestań- przestałem, nie będę jej przecież gwałcił, nie jestem taki-chciałabym się przebrać w coś wygodniejszego i położyć. Pożyczysz mi coś do przebrania?
-Jasne, możesz wziąć, co tylko chcesz.
Wstała i podeszła do komody, odwróciłem się na chwilę żeby zdjąć narzutę z łóżka, kiedy odwróciłem się ponownie, widziałem tylko jak wybiega z pokoju z sandałami w ręku. Pobiegłem za nią, ale nie zdążyłem jej złapać, w sumie to nie dziwne, ona była trzeźwa, a ja nieźle wstawiony. Wróciłem do pokoju i wtedy do mnie dotarło. Kajdanki. Zabiję Kevina za jego pomysły na prezent.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz