Kevin
-Kevin co z Tobą? Zakochałeś się?
-Co Wy macie z tą miłością? Nie zakochałem się!
-No dobra nie bulwersuj się tak. Ale czasami jest tak, że jak
więcej osób Ci coś mówi to może faktycznie mają racje? - Zapytał Joe i zaraz
wyszedł. Zresztą dobrze, że poszedł bo pewnie zaraz by dostał gitarą którą
trzymam w dłoniach. Nie rozumiem o co im chodzi? Przecież jak człowiek się
uśmiecha to nie oznacza to od razu że się zakochał. No przecież nawet nie
miałbym w kim. Przecież żadnej dziewczyny nie poznałem ani nic. Nadal mnie
laski nie podniecają tak jak kiedyś, ale wydaje mi się, że po prostu przez
ostatni czas miałem ich nadmiar i teraz muszę od nich odpocząć.
Wyszedłem przed busa i od razu przestałem się przejmować
Joe, dzień był naprawdę piękny, nie było za gorąco ani za zimno, było tak sam
raz. Idealny dzień na plażę. Zacząłem się zastanawiać z kim iść. Z Joe nie, z
Nickiem na pewno nie. Franki pojechał z rodzicami na parę dni do domu. Chłopaki
z zespołu mają na razie próbę więc pewnie skończą wieczorem.
-Cześć Kevin. - Adam ! No tak, mogę iść z nim. Dlaczego na
to wcześniej nie wpadłem?
-Cześć Adam. Co masz dzisiaj w planach?
-Myślałem żeby się przejść nad wodę. Chyba że będę tutaj
potrzebny to zostanę.
-Nie, nie. Też chciałem iść nad wodę i pomyślałem o Tobie. -
No dobra może nie od razu o nim pomyślałem, ale czy to ważne kiedy?
Najważniejsze jest że w ogóle o nim pomyślałem.
-Super, bo samemu to mi się nie chce iść. To wezmę tylko
ręcznik i możemy iść?
-Jasne.
Po dwudziestu minutach byliśmy nad morzem. Zawsze podobał mi
się widok morza. To uczucie, że tylu pięknych rzeczy jeszcze nie widzieliśmy.
Kiedyś jak już skończymy występować razem, a na pewno kiedyś zrezygnujemy i
każdy pójdzie swoją drogą, chciałbym przepłynąć statkiem dookoła świata. Mam
nadzieję, że spełnię swoje marzenie. Będę wtedy bardzo długo sam, przed nikim
nie będę musiał czegoś udawać, będę mógł być sobą.
-To co idziemy do wody – Zapytał się mnie chłopak.
-To kto pierwszy! - Krzyknąłem i ruszyliśmy w stronę wody.
Nie wiem kto był pierwszy, chyba byliśmy na równi. Ten dzień był naprawdę
udany! Cały czas śmialiśmy się, nie zwracaliśmy uwagi na nikogo innego. Adam
sprawia, że uśmiech na mojej twarzy nie schodzi. Dobrze mieć przyjaciela, przy
którym nie trzeba udawać, można być sobą.
Wracając do busa szliśmy w ciszy, która nie była uciążliwa,
wręcz przeciwnie, była przyjemna.
-To był fajny dzień, dziękuję. - Uśmiechnąłem się do
przyjaciela i popatrzyłem mu w oczy. Dopiero teraz odkryłem, że ma piękne oczy.
Ciemno brązowe. Nie wiem dlaczego, ale mój wzrok potem zrzedł na jego usta,
które po paru minutach chciałem skosztować. Tak! Kevin Jonas chciał pocałować
Adama! I już przybliżałem twarz w jego kierunku i usłyszałem...
-Kevin wszyscy na ciebie czekają! - Big Rob przerwał to co
mogło się zaraz wydarzyć.
Joe
Jak wyplątać sie z
kłamstwa, w które wbrnąłem? Chce pogadać z Nickiem, chociaż wątpię żeby mi
uwierzył jednak jak to mówią dopóki nie spróbujesz to sie nie przekonasz.
Postanowiłem iść do jego pokoju i spróbować.
-Nick możemy pogadać?
-To zależy, o czym.
-Chodzi o to zerwanie
z Taylor
-O tym to akurat
słuchać nie chce
-Dlaczego?
-Bo nie chce stracić
resztek szacunku, jaki mi jeszcze do Ciebie pozostał
Zabolało, wiem, że
miał prawo tak powiedzieć, po tym, co powiedziałem, ale i tak jego słowa
zabolały.
-A co, jeśli Ci powiem
ze to co mówiłem w salonie to nieprawda? Co jeśli zerwałem z Tay przez twoje
słowa? Co jeśli przez Ciebie zdałem sobie sprawę, że zachowuje sie wobec niej
jak ostatni skurwiel i to dlatego sie z nią rozstałem- mówiłem to z takim
przejęciem jakby od tego zależało moje życie, ale w tej chwili tak właśnie
czułem. Może nie życie zależało od tego czy Nick mi uwierzy czy nie, ale moje
szczęście na pewno. Nie wyobrażam sobie
jak mógłbym być szczęśliwym, kiedy w jego oczach jestem zwykłym chamem,
dupkiem, sukinsynem. Nigdy nie popierał naszego trybu życia, ale tez nigdy
wcześniej nie powiedział mi wprost, że traci do mnie resztki szacunku. On
szanuje każdego. Nawet największego sukinkota szanuje, bo brzydzi sie
nienawiścią. Uważa, że to dar być na tym świecie, a skoro Bóg nas tu chce to
nikt nie na prawa nami gardzić. A teraz gardzi mną.
-Dlaczego miałbym Ci
uwierzyć?
-Bo mowie prawdę
-To dlaczego nie
mówiłeś jej w salonie? - Jego sceptyczny wzrok mówił sam za siebie, on mi nie
uwierzy, ale nie miałem zamiaru sie poddać.
-Jakoś przy Kevinie
nie potrafiłem. Wiedziałem ze nie zrozumie, ale liczyłem ze ty, po tym, co
powiedziałeś w moim pokoju zrozumiesz. Zrozumiesz ze twoje słowa otworzyły mi
oczy.
-Niby teraz
zrozumiałeś, co mówiłem? Joe ja powtarzałem te słowa juz wiele razy. Dlaczego
teraz miałbyś je wziąć sobie do serca?
-Może przez to ze tym
razem nie miałem wyboru i musiałem cie wysłuchać, bo byłem bezbronny i
zrozumiałem jak to jest być wykorzystanym.
-Wybacz, ale jesteś
zbyt dobrym aktorem żebym Ci uwierzył. Chcesz żebym zmienił o tobie zdanie to
mi udowodnij ze sie zmieniłeś.
-Jak?
- Zostaw Nesse w
spokoju.
-Nie mogę.
Nick zaczął iść w stronę drzwi, lecz zatrzymał się obok
mnie.
-Myślałem, że nie jesteś jak
Kevin... Myliłem się... nie pokazuj mi się na oczy- I wyszedł trzaskając
drzwiami.
-Nie mogę jej zostawić w spokoju,
bo mi się spodobał jej charakterek, żadna nie postawiła mi się w taki sposób.
Mam w dupie ten zakład- Powiedziałem cicho siadając na jego łóżku, niestety
Nick nie mógł już tego usłyszeć. Miałem dość tego wszystkiego. Nawarzyłem piwa
i nie jestem w stanie go wypić.
Nick
Miałem dość… nie chciałem go słuchać, nie chciałem na niego
patrzeć, ani tym bardziej rozmawiać z nim… Nie wiem, dlaczego sądziłem, że jest
inny. Może dlatego, że wciąż mam w pamięci Joego sprzed kilku lat i wciąż
zapominam, że teraz jest inaczej… Liczyłem na to, że jest w nim chociaż cząstka
tego, co potocznie nazywa się sumieniem, ale myliłem się. Jest dokładnie taki
sam jak Kevin… Mam tylko nadzieję, że ja nigdy się taki nie stanę… Teraz wiem,
że wszelkie próby przemówienia Joemu do rozumu były na marne, ale nie żałuję.
Przynajmniej próbowałem… Okej, koniec myślenia o Joe… Nigdy nie sądziłem, że to
mi przejdzie przez myśl, ale to nie warty uwagi skurwiel, który bynajmniej nie
zasługuje na mój szacunek… Ani na szacunek żadnej dziewczyny…
Poszedłem się przejść, żeby trochę się uspokoić. Miałem nawet
w planie odwiedzić Tamy, ale w tej konkretnej chwili chciałem być sam. Całkiem
sam. Szedłem przed siebie. Akurat był zachód. Zatrzymałem się na chwilę i
zamyśliłem. Pewnie stałbym tak niewiadomo jak długo, gdyby ktoś nie postanowił
do mnie zadzwonić. W pierwszej chwili pomyślałem, że to Tamy, jednak pomyliłem
się. Dlaczego nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem, że to Summer? A dlaczego nie
zawahałem się, odbierając?
-Tak?
-Cześć… masz może chwilę?
-Jasne, a o co chodzi?
-Wiem, że niedługo wracacie do domu i w sumie powinnam
poczekać do tego czasu, ale nie dam rady czekać… Muszę znać odpowiedź, bo
codziennie o tym myślę i codziennie obwiniam się o to, co zrobiłam… proszę, nie
każ mi dłużej czekać i robić sobie nadziei… Powiedz, dasz mi drugą szansę?
Dać, czy nie? Hm… co by zrobił Joe w tej… nie, chujowy
przykład… muszę się od tego odzwyczaić…
-Nick?
-Nie wytrzymasz jeszcze kilku dni?
-Nie…
-Sum, to nie takie proste. Skąd mam wiedzieć, że znów mnie
nie zranisz?
-Po prostu mi zaufaj… - jej głos zaczął drżeć – tak, jak
kiedyś to zrobiłeś…
Nie ma nic gorszego niż walka serca z rozumem… rozum mówi,
że to zły pomysł i że drugi raz się nie ufa i trzeba być stanowczym i tak
dalej, ale serce każe przebaczyć… w końcu ludzie się zmieniają…
-Jeśli nie potrafisz, to powiedz, że mnie nie kochasz…
zaboli, ale przynajmniej nie będę sobie robiła nadziei… tylko powiedz to teraz…
-Summer… mogę to powiedzieć, ale wtedy skłamię… ja nigdy nie
przestałem Cię kochać… i nigdy nie przestanę…
-Więc dasz mi drugą szansę? – od razu było słychać
wzrastającą nadzieję w jej głosie.
-A obiecujesz, że jej nie zmarnujesz?
-Przysięgam…
-Więc do zobaczenia w L.A….
Rozłączyłem się. Teoretycznie powinienem być szczęśliwy…
nie… teoretycznie powinienem się pociąć… bo to, co przed chwilą zrobiłem, było
szczytem naiwności i głupoty… eh, walić to, prawda jest taka, że wybaczyłem jej
już dawno… kocham ją i chcę z nią być… a jak znów nie wyjdzie to trudno,
przynajmniej się nauczę, że ludziom tak łatwo się nie ufa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz